piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 7

Justin
  Zbiórka na wyjazd eliminacyjny jest o szóstej rano i ledwo udaje mi się zdążyć na czas. W takich momentach zawsze Libby mnie budziła, ale dziewczyna jest nadal zła o moje ćpanie na imprezie. To dosyć nietypowe, bo nigdy nie denerwowała się na mnie aż tak długo. Może kiedyś mięliśmy jakąś poważniejszą kłótnie, ale nigdy nie obraziła się na mnie za takie coś. Była zła, owszem, ale zwykle szybko jej przechodziło.
 - Cześć - witam się z przyjaciółmi stojącymi przy autobusie razem z Libby.
Matt i Carter należą do drużyny, co oznacza, że jadą z nami. Libby i Zoe ubrane są w strój cheerleaderek, natomiast my mamy na sobie bluzy z barwami naszej szkoły. Niebieski i biały to nie są moje ulubione kolory, ale chyba nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii.
 - Siema - odpowiada Matt i chwilę później przybijamy sobie piątki.
 - Drużyna z Miami jest słaba - odzywa się Carter. - Nie wiem po co tam jedziemy. Wygraną mamy jak w banku.
Zoe i Matt przytakują.
Carter ma rację. Drużyna z liceum w Miami nie jest zbyt wybitna, ale niestety takie są zasady. Musimy przejść wszystkie eliminacje do finału.
 Spoglądam na Libby, która wyłączyła się w momencie, w którym do nich podszedłem. Dziewczyna przegląda coś w telefonie całkowicie mnie ignorując.
Carter coś mówi, ale nie słucham go i wcinam mu się w słowo: 
 - Porozmawiasz w końcu ze mną? - kieruje swoje pytanie do Libby, a nasz przyjaciel milknie.
Nienawidzę tego dystansu, który ciągle utrzymuje pomiędzy nami. Spędzając z nią czas praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę nie jestem przyzwyczajony do braku jej obecności.
Chciałbym żeby na mnie nakrzyczała. Wszystko, tylko nie to co robi teraz.
Dziewczyna unosi głowę znad telefonu, ale nawet na mnie nie patrzy. Odwraca się na pięcie i wchodzi do autobusu.
Wzdycham czując jak zawiedzenie przejmuje całe moje ciało.
 - Kurwa - przeklinam pod nosem.
 - Coś ty znowu zrobił? - zadaje pytanie Zoe i unosi brwi.
Jej ton głosu brzmi cholernie oskarżycielsko, a ja wiem, że mimo wszystko na to zasłużyłem. Ciemnoskóra nie czekając na moją odpowiedź także się odwraca i idzie za Libby.
To będzie długi dzień.

***

 W szkole, w której odbywa się mecz jest wielki tłok i gubię Libby od razu, gdy ta wychodzi szybko z autobusu. Jestem coraz bardziej zły i zirytowany. Czuję się bezradny, bo ta dziewczyna jest tak cholernie uparta. Trudno będzie ją przekonać do tego, żeby przestała się na mnie złościć.
 Idę pomiędzy korytarzami w stronę boiska wzrokiem szukając kogoś znajomego. Wszyscy zapewne są już na miejscu, ale ja byłem oczywiście zbyt zajęty bieganiem za Libby, która i tak mnie unika. Patrzę na zegarek w telefonie i ze zdziwieniem zauważam, że mecz zaczyna się za niecałe piętnaście minut.
 Przyśpieszam kroku i prawie że wbiegam na boisko. Gdy jestem już blisko swojej drużyny stojącej przy trybunach wpadam na jedną z cheerleaderek. Na tyle mocno, że prawie upada. Wyciągam ręce, aby uratować ją przed upadkiem i ledwo mi się tu udaje.
 - Kurwa mać sorry - mamroczę spoglądając na jej twarz, gdy znowu stoi w pionie.
Jej duże, niebieskie tęczówki zatrzymują się na moich.
Pierwsze co przychodzi mi na myśl to to, że jest cholernie śliczna. Ciemnobrązowe włosy, jasna cera i te oczy... Uśmiecha się do mnie i chichocze cicho.
 - W porządku - odpowiada miłym głosem. - Jeszcze żyje.
Odwzajemniam uśmiech co jest zwyczajnym odruchem i odsuwam się trochę, bo stoję zdecydowanie zbyt blisko niej. Zauważam, że ma na sobie barwy naszej szkoły.
 - Jesteś z East High? - pytam marszcząc brwi.
Ciemnowłosa przytakuje
 - Dlaczego wcześniej cię tutaj nie widziałem?
Zakłada włosy za ucho, a z jej ust nie schodzi uśmiech. Zaczynam się zastanawiać czy nie bolą ją policzki od ciągłego trzymania kącików ust w górze, co jest najgłupszą myślą jaka mogła mi przyjść do głowy w tym momencie.
 - Zoe przyjęła mnie do drużyny niedługo przed tymi zawodami - odpowiada. - Może dlatego mnie nie kojarzysz.
Przytakuje głową nadal nie mogąc oderwać od niej oczu.
Bieber, jak nadal będziesz się tak gapił pomyśli, że jesteś psychiczna.
 - Jestem Justin - mówię w końcu i posyłam jej jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
Jasnooka chichocze i odrzuca włosy do tyłu.
 - Lily - odpowiada.
 - Bieber chodź już! - trener krzyczy z drugiego końca boiska.
Przenoszę wzrok na niego, a później znowu na Lily.
 - Muszę... - zaczynam wskazując na trenera.
Dziewczyna przytakuje wyrozumiale.
 - Leć - odpowiada.

***

Wygrywamy pierwszą połowę co chyba nie jest dla nikogo zdziwieniem. W końcu sędzia ogłasza przerwę, więc zdejmuję kask z głowy i wzdycham ciężko. Muszę się napić. Koniecznie. Idę w stronę szatni przeznaczonej dla naszej drużyny i w jednym z korytarzy zauważam Libby stojącą z jakimś chłopakiem, którego widzę pierwszy raz w życiu na oczy. Facet ma na sobie czerwone czarne barwy, co oznacza, że należy do tutejszej szkoły.  Moja przyjaciółka nie wygląda na ucieszoną konwersacją jaką prowadzą. Wręcz przeciwnie. Jest wkurzona.
 - Możesz zabrać te łapy? - warczy na niego i uderza go w dłoń, którą wyciąga w jej stronę.
Chłopak śmieje się tak jakby jej zachowanie było czymś naprawdę zabawnym.
 Przeczesuje ręką włosy, które przez bieganie na boisku stały się wilgotne i podchodzę w ich stronę.
 - Jakiś problem blondyneczko? - pytam spokojnym krokiem podchodząc w ich stronę.
Chłopak o kruczoczarnych włosach posyła mi zdezorientowany i zarazem zdziwiony wzrok. Libby krzyżuje dłonie na piersiach i wzdycha.
 - Nie, nie wtrącaj się - odpowiada nawet na mnie nie patrząc. - Jakiś idiota się do mnie przypieprzył.
Chłopak wyciąga dłonie w geście kapitulacji i kręci głową, gdy posyłam mu zimny wzrok. 
 - Spoko, stary - mówi robiąc krok w tył. - Nie chce problemów. Nie wiedziałem, że laska jest zajęta - tłumaczy się coraz bardziej się oddalając.
 - Nie jestem... - wzdycha Libby, gdy chłopak szybkim krokiem odchodzi. -  Ale z ciebie pizda! - krzyczy za nim, a jej głos roznosi się echem w korytarzu.
Robię wszystko żeby się nie uśmiechnąć, bo chłopak uciekający szybciej niż ktokolwiek w takich momentach i blondynka nazywająca go pizdą jest cholernie śmieszną rzeczą.
 - Zanim cokolwiek powiesz - odzywa się pierwsza, wciąż unikając mojego wzroku. - Nie chcę z tobą rozmawiać i--
 - Libby...
 - Nie chcę - podkreśla - bo ty i tak nie czujesz się winny. Wiem, że myślisz, że nie zrobiłeś nic złego.
 - Wiem, że--
Nagle rozbrzmiewa gwizdek ogłaszający koniec przerwy. Przewracam oczami, bo ani nie zdążyłem się napić, ani porozmawiać z Libby.
Dziewczyna kręci tylko przecząco głową i podaje mi do połowy pełną butelkę z wodą. Spoglądam na nią, a później na jej dłoń i powoli biorę od niej oferowany mi napój. Gdy tylko to robię Libby wymija mnie i odchodzi.

***
Wygraliśmy.
Kto by się tego spodziewał?
Po szybkim prysznicu cała drużyna wpakowała się znowu do autobusu i już byliśmy w drodze powrotnej. Siadam z tyłu obok Matt'a, Carter'a i jeszcze jednego chłopaka z drużyny, który zasypia, gdy tylko ruszamy. W jego ślady idzie większa połowa autobusu, więc gdy robi się na dworze ciemno nastaje cisza. Ktoś z przodu rozmawia, ale słyszalne są tylko strzępki pojedynczych słów. Libby i Zoe siedzą na podwójnym siedzeniu zaraz przed nami. Patrzę tępo w przód autobusu i dosłownie czuję jak frustracja rozpieprza mnie od środka. Chcę porozmawiać  z Libby.
Wstaję ze swojego miejsca i podchodzę do Zoe. Zauważam Libby w bluzie Cartera. Chciałem dać jej swoją, ale jedyne co od niej dostałem w zamian za propozycję był morderczy wzrok. Blondynka nawet nie zauważa mojej obecności. Jest zbyt wpatrzona w okno i do tego ma słuchawki na uszach.
Odchrząkuję przez co Zoe spogląda na mnie znad swojego telefonu. Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć ona mnie uprzedza.
 - Dobra, wiem - mówi wstając. - Już sobie idę - poklepuje mnie po ramieniu i siada na moje miejsce.
Ja zamiast usiąść tam gdzie siedziała wcześniej Zoe przysuwam się do Libby i zanim cokolwiek zdąży zauważyć  łapię ją jedną ręką w talii a drugą pod nogi i jednym ruchem sadzam sobie na kolanach. Dziewczyna wydaje z siebie przestraszony pisk.
 - Co do cholery! - unosi głos patrząc na mnie ze zdenerwowaniem, gdy siedzę już na jej miejscu z nią na moich kolanach. Oplatam ręce wokół jej talii żeby nie mogła mi uciec. - Co ty myślisz, że robisz? - warczy.
 - Cicho bądź - odpowiadam.
 - Nie, Justin. Nie będę...
 - W końcu posłuchasz co mam do powiedzenia - wcinam jej się twardo. - I jeżeli nadal będziesz twierdziła, że nie chcesz ze mną rozmawiać wtedy sobie pójdę.
Libby patrzy przez chwilę w moje ciemne tęczówki, aż w końcu wzdycha. Widząc, że też jestem uparty daje za wygraną.
 - Czuję się winny, okej? -zaczynam, a ona opiera się plecami o szybę autobusu i zaczyna bawić się skrawkiem bluzy Carter'a. - Wiem, że zachowałem się jak dupek, bo płakałaś, a ja nienawidzę kiedy płaczesz. Wiesz o tym, prawda? - nie odpowiada mi. Dotykam jej zimnej dłoni sprawiając, że zawiesza na mnie swój wzrok. - A jeszcze bardziej nienawidzę jeśli płaczesz przeze mnie - dodaję cicho. - Nie przypominam sobie nic z tam tej imprezy od momentu, w którym wziąłem, jednak pamiętam jak płakałaś - wzdycham, gdy blondynka opuszcza głowę. Dotykam wewnętrznej strony jej dłoni i chwilę później delikatnie splatam nasze palce. - Przepraszam, Libby...
Wiem, że dziewczyna patrzy teraz na nasze dłonie, bo gdy tylko wykonuję gest dziwnie się spina.
 - Mam sobie teraz iść? - pytam mając nadzieję, że nie będzie kazała mi tego zrobić.
Jeśli teraz jej do siebie nie przekonam, to już nie wiem jak inaczej mógłbym to zrobić. Nie odpuściłbym, bo zbyt bardzo mi na niej zależy, ale kończą mi się już opcję.
Blondynka wzdycha i opiera swoje czoło o moje.
 - Nie - odpowiada cicho.
Czuję jak ciepłe uczucie rozchodzi się po całym moim ciele. Wtulam się w nią i wzdycham cicho z ulgą.
 - Nienawidzę kiedy jesteś na mnie zła - mówię.
 - Ja po prostu się o ciebie martwię - odpowiada kładąc drugą dłoń na mojej klatce piersiowej. Zaczyna kreślić tam jakieś wzorki. - Nie chcę żeby coś ci się stało, Justin...
 - Wiem, blondyneczko - mamroczę i uśmiecham się pod nosem.
Libby unosi głowę i odwzajemnia uśmiech, który równie szybko jak się pojawił schodzi z jej ust. Na początku nie rozumiem o co jej chodzi i dopiero po chwili zaczynam zauważać, że odległość jej twarzy od mojej jest minimalna. Praktycznie to prawie wcale jej nie ma. Mimowolnie przed moimi oczami pojawia się moment z klubu, który tak cholernie bardzo przypomina to co się dzieje teraz. Moje serce zaczyna nienaturalnie szybko bić, a ja panikuję nie chcąc, aby dziewczyna odczuła to w jakiś sposób przez dłoń, którą wciąż trzyma na mojej piersi. Zapach jej słodkich perfum dociera do moich nozdrzy, a ja zatapiam się w jej zielonych tęczówkach. Libby odruchowo zmniejsza między nami odległość sprawiając, że nasze nosy się dotykają.
 Przecież nie mogę jej pocałować.
Przełykam ciężko ślinę i wbrew moim myślom przymykam powoli oczy co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to naprawdę się dzieje. Popełniamy błąd, który popełniliśmy tej nocy w klubie.
Tyle że tym razem żadne z nas nie jest pijane.
Nagle Libby wydaje z siebie ciche westchnięcie i przekręca głowę w bok. Tak jakby chciała zatuszować to co przed chwilą prawie się wydarzyło wtula się w moje ramie i zabiera swoją dłoń z mojego ciała.
 - Jestem śpiąca - mamrocze jak gdyby nigdy nic.
Oblizuję usta opieram głowę o zagłówek siedzenia.
- Śpij - odpowiadam. - Obudzę cię jak już będziemy na miejscu - Libby automatycznie poprawia głowę na moim ramieniu szukając wygodniejszego miejsca i oplata mnie dłonią  w pasie.
  - Dziękuję - mruczy niewyraźnie, a ja cicho chichoczę.
Czuję ciepło jakie daje mi wtulone we mnie jej ciało i przecieram dłońmi oczy naprawdę nie rozumiejąc co się dzieje. Opieram policzek o czubek jej głowy.
Z dnia na dzień czuję się z tym wszystkim coraz gorzej.
Ona powinna pamiętać ten pocałunek.
Kiedy przyszedłem do niej kolejnego dnia tak bardzo chciałem żeby pamiętała, ale ona zachowywała się tak jakby nigdy nic się nie stało. Poczułem się jak ostatni frajer. Nie miała pojęcia, że kilka godzin wcześniej całowałem ją w tym pieprzonym klubie. Nie miała pojęcia, że bardzo długo nie mogłem zapomnieć o tym pocałunku.
Tak się nie zachowują najlepsi przyjaciele.
Najlepsi przyjaciele się nie całują.
Najlepsi przyjaciele nie myślą o sobie w taki sposób, w jaki ja zaczynam myśleć o Libby.

***
Uparta Libby i Justin, który biega za nią, aby mu wybaczyła.
Zawsze po napisaniu rozdziału na bloga chcę mieć takiego przyjaciela.
Fajnie by też było gdyby był Justin'em Bieber'em eh,  haha.
Próbowałam wymyśleć jakiś szip dla naszej parki, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Jibby? (lmao, jak to śmiesznie brzmi)

Ten tydzień był dla mnie jakiś dziwny i nawet nie wiecie jak się cieszę, że już się kończy.
Moooże jutro jak znajdę trochę czasu napiszę rozdział 8 i jeżeli stwierdzę, że jest oki to wstawię go wieczorkiem w sobotę.

3 komentarze: