sobota, 4 lutego 2017

Rozdział 6


Libby 

Kolejnego dnia w szkole kiedy spokojna i wyluzowana wkładam książki do szafki, podchodzi do mnie Charlie.  Jestem tak zaskoczona, że z tego wszystkiego uderzam ręką w szafkę robiąc duży hałas i w efekcie robiąc z siebie idiotkę. Czuję jak na moje policzki wpływa rumieniec.

 - Hej - mówi Charlie chichocząc na moje niezdarstwo.

Cholera, teraz to już w ogóle mam wrażenie, że jestem czerwona jak burak.

Weź wdech, Libby.

 - Hej - wyrzucam z siebie starając się brzmieć neutralnie.

Chłopak skanuje mój strój i wskazuje na niego dłonią.

 - Ciągle w tym chodzisz? - mówi patrząc na kostium cheerleaderdki.

Otwieram usta i spoglądam na zrobioną z miękkiego materiału sukienkę.

 - Co? A nie - odpowiadam szybko.  - Za kilka dni jedziemy na pierwsze eliminacje. Musimy ćwiczyć i...

 - Rozumiem - mówi uśmiechając się. - Chciałem się tylko upewnić czy nasza randka za tydzień w piątek nadal aktualna - widzę jak poprawia torbę z książkami na ramieniu i poprawia dłonią swoje jasne włosy.

O cholerka. Robi mi się gorąco jak tylko słyszę słowo randka z jego ust. Przytakuję głową chyba o kilka razy za dużo, ale Charlie chyba tego nie zauważył.

- Tak, tak - powtarzam. - Pewnie, że tak - uśmiecham się nerwowo.

Nagle obiekt moich westchnień zostaje uderzony ramieniem. Na tyle mocno, że musi przytrzymać się szafki, aby nie upaść. Robi zaskoczoną minę, a ja patrzę się na osobę winną tego wypadku.

 Justin posyła mi uśmiech i przenosi wzrok na poszkodowanego. Łapie go dłonią za ramie i pomaga ustawić się znowu w pionie. Chociaż to wygląda bardziej tak jakby chciał nim rzucić przez cały korytarz.

 - Sorry stary - zwraca się do Charlie'ego klepiąc go w przeprosinach po ramieniu tak, że ten prawie znowu się przewraca.

Carter i Matt stoją obok niego z rozbawieniem przyglądając się całej sytuacji.

 - Cześć blondyneczko - mruczy w moją stronę i uśmiecha się szeroko.

Tak jak zawsze składa pocałunek na mojej skroni i nie czekając na moja odpowiedź odchodzi razem z Matt'em i Carter'em.

Czuję się skrępowana, gdy Charlie posyła mi dziwny i zarazem pytający wzrok. Dotyka dłonią ramienia, w który uderzył go niechcący Justin i krzywi się.

 - Ma twarde ramię - mówi, a ja chichoczę próbując jakoś sprawić, aby moment stał się mniej niezręczny.

 - W końcu jest kapitanem drużyny futbolowej, nie? - chichoczę.

Charlie przytakuje głową chociaż wcale się nie śmieje.

Muszę koniecznie porozmawiać z Justin'em o całowaniu mnie, gdy w pobliżu jest Charlie.

Koniecznie.



***

Zostaję siłą wyciągnięta na imprezę jakiegoś chłopaka z drużyny z okazji pierwszego wyjazdu na eliminacje. To nasza tradycja, ale ostatnio nie mam na to jakiejś większej ochoty. Gdyby nie szantaż tej suki Zoe, że powie o pocałunku Justin'owi zapewne by mnie tutaj nie było.

 Od początku wiedziałam, że wiedza Zoe na temat całego tego incydentu nie wróży nic dobrego. Niby mówiła to w żartach, ale mam wrażenie, że gdybym nie przyszła naprawdę by mu o wszystkim powiedziała.

 Osobiście nie wiem po co robić imprezy z okazji pierwszych eliminacji. To bez sensu. To tylko jeden dzień, w którym jedziemy do najbliższego miasta, jakim jest Miami, i po kilku rozegranych meczach w nocy wracamy znowu tutaj. Pierwsze eliminacje zawsze wygrywamy. Wszystkie inne też, ale te pierwsze to zawsze pewniak. Więc po co fatygować się i robić jakąś durną imprezę.

 - Po to żeby mieć okazję do picia - odpowiada z uśmiechem Justin, gdy dziele się z nim moimi przemyśleniami.

Przewracam oczami i piję trunek z czerwonego kubeczka. Nawet nie wiem co to jest. Mój przyjaciel poczęstował mnie tym od razu, gdy tylko znalazłam go w tłumie tańczących ludzi. Chcę znowu się odezwać, ale nagle jakaś blondynka łapie za czarną koszulkę Justin'a i nic nie mówiąc przyciąga go do siebie. Jakby nigdy nic wkłada mu język do ust. Unoszę brwi i krzywię się, patrząc jak wymieniają się śliną.

 - Zajebiście - mamroczę pod nosem odwracając się.

Wypuszczam głośno powietrze z ust i zirytowana szukam kogoś znajomego w tłumie. Carter poszedł właśnie na górę z jakąś dziewczyną, a Zoe zapewne kręci się gdzieś tutaj z Matt'em. Czuję jak zdenerwowanie aż kłuje mnie gdzieś w brzuchu. Nie mam nawet z kim porozmawiać. Dla siedemdziesięciu procent ludzi tutaj byłam niemiła albo ich nie lubię, a Justin jest zajęty mizianiem się z jakąś dziwką.

Po co ja tutaj w ogóle przyszłam?

Pieprzyć Zoe i jej cholerny szantaż.

Wchodzę w tłum ludzi chcąc znaleźć się jak najdalej miejsca, w którym Justin wymienia się śliną z tą idiotką. Charlie nie przychodzi na takie imprezy, a ja najzwyczajniej w świecie nie umiem tak po prostu do kogoś podejść i zacząć rozmowę nie będąc niemiła i wredna.

Gdyby nie Justin zapewne nawet nie przyjaźniłabym się  z Carter'em i Matt'em, a nawet z Zoe. On dostał się do ich paczki już na początku pierwszej liceum. Zabierał mnie na wszystkie ich wspólne spotkania i za każdym razem powtarzał mi żebym chociaż trochę spróbowała się na nich otworzyć. Na początku byłam zbyt zdystansowana i niemiła, ale po jakimś czasie zaczęłam go słuchać. A oni naprawdę mnie zaakceptowali.

 Justin'a ludzie zaczęli dostrzegać, gdy dostał się do drużyny. Jest człowiekiem, którego każdy lubi. Wszyscy chcą mieć go na swoich imprezach, a dziewczyny za nim szaleją. To ten typ najpopularniejszego chłopaka w szkole. Idealnego. Zawsze wszystko mu wychodzi i to w dodatku perfekcyjnie. Jest chodzącą duszą towarzystwa.

 Oczywiście tak to wygląda z zewnątrz.

Bo tak naprawdę Justin ma dużo problemów, o których nie chce rozmawiać. Wiem tylko ja, bo tylko mi ufa. Wiecznie zabawny i uśmiechnięty Justin jest bardziej mroczny i zagubiony niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Mimo wszystko nadal uważam, że jest najlepszym przyjacielem na świecie.

Gdyby nie on już dawno bym upadła.

 Po godzinie błądzenia i chodzenia pomiędzy ludźmi zatrzymuje się w korytarzu, gdzie jest mniej ludzi. To naprawdę nie jest dla mnie dobry dzień na imprezowanie. Już mam zamiar iść szukać Justin'a żeby mu powiedzieć, że sobie idę, ale  w tym samym momencie mój przyjaciel wpada na mnie.

 - Libby - mamrocze gdy mnie zauważa. - Muszę ci koniecznie o czymś powiedzieć. Koniecznie - mówi niewyraźnie.

Odsuwam się od niego i ze zdezorientowaniem skanuję go wzrokiem. Wygląda tak jakby był pijany. Ale nadal coś mi w nim nie pasuje.

 - Libby, bo my ostatnio--

 - Znowu brałeś? - pytam, gdy tylko jego oczy z powiększonymi źrenicami spoglądają w moje.

Zamieram, gdy nagle staje się to dla mnie oczywiste.

  - To teraz nie jest ważne - odpowiada kręcąc głową.

 - Właśnie, że jest Justin! - odpowiadam przekrzykując muzykę.

 - Libby...

Łapię go za nadgarstek i wciągam do pierwszego pomieszczenia jakie jest najbliżej nas. Okazuje się, że to łazienka. Zamykam za sobą drzwi i przekręcam zamek.

 - Co ty robisz? - pyta marszcząc brwi.

Nie zapaliłam światła w łazience i przez to wszystko ledwo go widzę, ale nie mam zamiaru teraz się wracać. Czuję jak złość i rezygnacja przejmuje całe moje ciało.

 - Obiecałeś mi - mówię twardo.

Przez chwilę Justin milczy, a jedyne dźwięki to te pochodzące z imprezy zza drzwi. Nagle wzdycha.

 - To tylko amfa - odpowiada tak jakby to było nic.

Prycham.

 - Tylko amfa? - ironizuję. - Jesteś taki głupi, Justin! Przecież dobrze wiesz, że miałeś z tym problem!

Widzę jak zarys jego postaci macha wkurzony ręką.

 - Przestań ciągle o tym pierdolić - warczy. - Tym razem mam wszystko pod kontrolą!

Rusza w moją stronę i wyciąga dłoń do klamki, ale szybko wyciągam klucz i chowam do kieszeni moich spodni.

 - Oszalałaś? Daj mi wyjść.

Przytakuję głową i odsuwam się od niego. Ostrożnie, uważając żeby w nic nie uderzyć siadam na ziemi w rogu łazienki.

 - Wyjdziemy jak amfa, którą się naćpałeś przestanie działać - odpowiadam spokojnym głosem.

 - Serio? Przecież mogę zabrać ci ten pieprzony klucz do cholery - mówi, a ja przez ciemność widzę jak robi krok w moją stronę.

 - Nie chcę znowu przez to przechodzić, Justin! - wydzieram się na niego.

Pamiętam jak w drugiej klasie liceum był uzależniony. To ja próbowałam wyciągać go z dołka, w który wpieprzył się na własne życzenie. To ja byłam przy nim i robiłam wszystko, aby mu pomóc. Płakałam, krzyczałam na niego i błagałam go o to żeby przestał. Jego uzależnienie doszło do takiego stopnia, że kiedy nie brał chociaż dwa dni nie potrafił się skupić, był blady, a ręce trzęsły mu się tak, że nie mógł utrzymać głupiej szklanki. Justin po amfetaminie zawsze jest narwany i bardziej agresywny. Nigdy nic mi nie zrobił, ale kłótnie były nieuniknioną częścią tego wszystkiego. Dwa lata temu nasza przyjaźń przeszła przez piekło.

Ja przeszłam przez piekło.

I nie chcę przeżywać tego znowu.

Słyszę jak Justin wzdycha i siada gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia. Podciągam kolana i obejmuje je rękami. Mój wzrok zdążył już przyzwyczaić się do ciemności. Widzę sylwetkę Justin'a siedzącego przy drzwiach. Czuję jak łzy same cisnął mi się do oczu, a ja nawet nie próbuję ich powstrzymywać. Jestem tak cholernie bezradna, a to bardzo boli. Pociągam nosem i wycieram rękawem swojej bluzy mokre policzki.

 - Libby? - słyszę cichy, niepewny głos Justin'a.

Nie odpowiadam.

Słyszę jak Justin wstaje i powoli, po omacku dociera do miejsca, w którym siedzę. Opada na ziemię obok mnie. Czuję jak kładzie swoją zimną dłoń na mojej, ale ją odpycham.

Odsuwam się od niego jak najdalej jak tylko mogę, ale oczywiście nie jest to zbyt duża odległość, bo trafiam na równoległą ścianę.

Justin nie próbuje zmniejszyć między nami odległości. Wzdycha i opiera głowę o ścianę.

 - Przepraszam... - szepcze.

Jeszcze więcej łez wypływa na moje policzki. Zmuszam się do tego żeby milczeć chociaż tak bardzo chcę go do siebie przytulić.

Nic więcej nie mówi. Zamykam oczy i słuchając stłumionego głosu muzyki i oddechu Justin'a siedzącego obok powoli zasypiam.

 Gdy się budzę jest już widno. Przekręcam głowę w bok i zauważam śpiącego ciemnowłosego opartego o ścianę. Powoli informacje z poprzedniego wieczoru docierają do mnie sprawiając, że boleśne ukucie pojawia się w moim brzuchu. Justin znowu brał chociaż obiecał mi, że tego nie zrobi.

 Wstaję i niechcący uderzam ręką w jakąś butelkę z płynem stojącą na umywalkę. Spada na ziemię robiąc sporo hałasu. Justin otwiera gwałtownie oczy.

 - Libby? Co ty robisz? - pyta zdezorientowany, gdy otwieram drzwi kluczem, który przez cały czas trzymałam w kieszeni.

Słyszę jak wstaje.

 - Porozmawiaj ze mną - mówi.

Kręcę gwałtownie głową.

 - Nie chcę teraz z tobą rozmawiać - odpowiadam wciąż zdenerwowana za jego wczorajsze zachowanie.

Otwieram drzwi łazienki i wychodzę zostawiając go za sobą.
Nie chcę tego robić, ale to chyba jedyny sposób żeby cokolwiek zrozumiał.

7 komentarzy:

  1. Wiesz co sobie wyobrazam, jak Libby wychodzi na randke z tym chlopakiem i ten koles okazuje sie psychopatycznym factem ktory jest mega zazdrosny o Justina i nie rozumie ich relacji i z pyskatym i wrednym charakterem Libby , chlopak ja uderza. A potem Libby nie wiedzac co zrobic, puka do drzwi Justina z pobita, zakrawiona twarza. Chociaz wiem ze cos takiego bylo w poprzednim opowiadaniu ale fajnie by bylo pozniej rozkrecic tak sytuacje.

    OdpowiedzUsuń
  2. U W I E L B I A M

    OdpowiedzUsuń