sobota, 18 lutego 2017

Rozdział 8

Libby
  Tydzień po zawodach mija w miarę zwyczajnie. Wszyscy się sprężają i ćwiczą dając z siebie jak najwięcej ponieważ kolejne eliminacje to możliwość przejścia do pół finału. Justin uczepił się nowej dziewczyny z naszej drużyny - Lily. I robi wszystko, aby ją poderwać. Przez kilka dni byłam dla niej miła i na jego prośbę opowiadałam jej o nim jak najlepsze rzeczy, które oczywiście były gówno prawdą. Osobiście za nią nie przepadam, ale widzę, że Justin'owi wyjątkowo zależy na spotkaniu z nią. Trzy razy zapraszał ją na randkę. Dopiero wtedy, gdy niby od niechcenia powiedziałam coś o tym, że Justin jest honorowym dawcą krwi i szpiku, zgodziła się.
Gdyby tylko wiedziała, że Justin krzyczy na widok igieł głośniej niż kobieta w ciąży przy rodzeniu.
 Więc załatwiłam mojemu przyjacielowi randkę i sama też mam jedną w ten piątek. Charlie zaprosił mnie do kina.
 - Jeżeli weźmie cię na jakieś romansidło, spierdalaj od razu - mówi Justin leżący na moim łóżku.
 Przykładam do siebie jedną bluzkę, a później drugą i spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Odwracam się twarzą do Justin'a i unoszę brwi. Chłopak rozłożony na całej długości i szerokości łóżka przytula do siebie jedną z moich satynowych, błękitnych poduszek.
 - Dlaczego niby? - odrzucam bluzki na bok i krzyżuję ręce na piersiach.
Justin posyła mi protekcjonalny wzrok. Tak zawsze patrzył się na mnie tata jak byłam mała i zrobiłam albo powiedziałam coś głupiego.
 - Też zawsze zabieram laski na romansidła - mówi. - Wtedy kiedy chcę je pieprzyć - wzrusza ramionami. - Was kobiety trzeba najpierw wprowadzić w ten banalny i tandetny romantyczny nastrój - wyjaśnia i uśmiecha się cwanie. - Żeby później... no wiesz - chichocze i porusza biodrami w przód i w tył co sprawia, że moje usta lekko się uchylają.
Chłopak gdy zauważa moją reakcje śmieje się jeszcze bardziej.
 - Jesteś taki zjebany - mówię kręcąc głową.
 - Powinnaś się cieszyć, że masz kogoś kto cię przed tym przygotuje! - unosi głos i wskazuje na mnie oskarżycielsko.
Przewracam oczami i znowu przykładam do swojego ciała dwie bluzki. Jedna w kolorze nudle, a drugą w jasnym, prawie że białym fiolecie.
 - Oczywiście, codziennie dziękuję Bogu za to, że obdarzył mnie taką istotą jaką jesteś ty - ironizuje, a on uśmiecha się wyczuwając to. - Pomóż mi lepiej - mówię pokazując mu dwie bluzki.
 - Ta fioletowa - wskazuje na jedną z nich. - Ma mniejszy dekolt - chichocze, a ja znowu przewracam oczami.
 - Zachowujesz się tak jakby Charlie miał zamiar mnie tam zgwałcić - zauważam.
 - Oh nie, blondyneczko - odpowiada. - Wiem, że tego nie zrobi. Jest zbyt wielką pizdą i zapewne nawet będzie bał się złapać ciebie za rękę, a co dopiero mówiąc o czymś więcej - prycha.
 Czuję nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Denerwuje mnie to jak bardzo Justin nie lubi Charlie'ego. Nawet go nie zna, a mówi o nim tak okropne rzeczy...
 - Jesteś niemiły.
Wzrusza ramionami i nic więcej nie odpowiada.
Zdejmuję z wieszaka fioletową bluzkę i rzucam ją na oparcie krzesła. Łapię za skrawek swojego zwykłego, czarnego t-shirt'u i ciągnę ją  w górę. Po chwili zostaję w samym, również czarnym staniku. Sięgam dłonią po fioletową bluzkę.
 - Liiiiibyyy - Justin przeciąga moje imię.
Marszczę brwi i ze zdezorientowaniem spoglądam w jego stronę.
 - Co?
 - Nie możesz chodzić przy mnie w ten sposób - sapie przykrywając sobie poduszką połowę twarzy, ale mimo to, nadal patrząc na moje ciało.
 - Czemu? - pytam uśmiechając się cwanie.
Justin niespokojnie przysuwa się bliżej oparcia łóżka i poprawia sobie spodnie w kroku. Nawet się z tym nie kryjąc.
 - Bo jestem nastolatkiem - odpowiada tak jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
 - Od kiedy ci to niby przeszkadza? - zadaję pytanie.
Nie zliczę ile razy ten człowiek widział mnie w samej bieliźnie. To już przestało być czymś nadzwyczajnym.
 - Od kiedy urosły ci cycki - mówi ze śmiechem.
 - Ale dupek! - krzyczę rzucając w niego swoją czarną bluzkę.
Nakładam na siebie fioletową bluzkę, a Justin ciągle się śmieje. Przeglądam się w lustrze i mimowolnie się uśmiecham.
 - Jesteś taki głupi - mamroczę kręcąc głową.
 - Oczywiście, kochanie - odpowiada ciągle rozbawiony sytuacją.
***
Charlie spotyka się ze mną przed wejściem do kina. Oczywiście ja się spóźniam i to chłopak musi na mnie czekać.
 - Przepraszam! - mówię podchodząc do niego szybkim krokiem. - Myślałam, że nie będzie korków - tłumaczę się na wstępie.
Blondyn posyła mi uśmiech i macha lekceważąco dłonią.
 - Nie czekałem zbyt długo - odpowiada.
Zakładam włosy za ucho i spoglądam w jego jasne, niebieskie tęczówki. Odpowiadam mu uśmiechem i wręcz czuję się speszona intensywnością jego spojrzenia. Ciepłe uczucie rozchodzi się po moim brzuchu, a ja muszę skupić wzrok na ludziach wchodzących do kina.
 - Na co idziemy? - pytam i razem z nim ruszam w stronę wejścia.
 - Sinister? - odpowiada co brzmi bardziej jak pytanie. - Słyszałem, że to dobry horror.
Ledwo powstrzymuje się przed tym, żeby nie wybuchnąć śmiechem, gdy tylko przypominam sobie słowa Justin'a. Chyba nie muszę uciekać.
 - Lubię horrory - mówię i przechodzę przez drzwi, które otwiera przede mną chłopak.

***
Czas spędzony w kinie mija nam świetnie. Śmialiśmy się w tych najmniej odpowiednich momentach i zapewne zepsuliśmy ludziom film, ale Charlie robił wszystko żeby mnie rozśmieszyć. Zewnętrznie starałam się być w miarę spokojna, ale wewnętrznie wręcz krzyczałam ze szczęścia. Czekałam na to żeby móc się z nim spotkać i porozmawiać już ponad dwa lata. Zaraz by było trzy. Charlie nie jest wcale taki cichy i nieporadny jak mówi Justin. Blondyn jest bardzo zabawny i błyskotliwy. A to sprawia, że podoba mi się jeszcze bardziej.
 Po kinie chłopak namawia mnie na spacer po pobliskim parku. Jest już ciemno, a ścieżki pomiędzy drzewami praktycznie puste. Latarnie rozstawione wzdłuż nich rozświetlają okolicę ciepłą poświatą. W Orlando przez cały rok jest ciepło. Dzisiejsza noc także nie różni się od pozostałych. Mimo braku słońca, ciepłe powietrze miło otula moje ciało.
 - Więc... - zaczyna Charlie po dłuższej chwili. - Ty i Justin jesteście przyjaciółmi?
Krzyżuję dłonie na piersiach i idąc ciągle przed siebie spoglądam na niego. Przytakuję ostrożnie głową.
 - Yup - odpowiadam.
 - Nigdy nie mogłem zrozumieć czemu ludzie go tak uwielbiają - mówi niby od niechcenia.
Przystaję w miejscu i unoszę brwi.
 - A to niby czemu?
- No wiesz, to ten typ gwiazdy szkolnego futbolu - odpowiada. - Przystojny, popularny, utalentowany i dosyć głupi. Niczym niewychodzący poza schematy, które odgórnie narzucone są na szkolną hierarchię od zawsze.
 Zawsze lubiłam jego rozmyślanie i to do jakich wniosków dochodzi w tym czasie, ale teraz wyjątkowo mam ochotę uderzyć go w twarz.
 - Słucham? - pytam niedowierzając w to jak mógł wyrazić się w taki sposób o moim najlepszym przyjacielu.
Charlie odwraca się twarzą do mnie i posyła mi zdezorientowany i niewinny wzrok.
 - No co? - pyta najwyraźniej nie widząc nic złego w tym co powiedział.
 - Na jakiej podstawie mówisz o nim w ten sposób?
Chłopak wzrusza ramionami i oblizuje usta.
 - Nie denerwuj się, Libby - mówi na co ja prycham. - Ludzie gadają, wszyscy wiedzą jaki on jest. Nie musisz go bronić.
 - Ludzie gadają? - powtarzam po nim. - Więc plotki to według ciebie wiarygodne źródło informacji? - zadaje retoryczne pytanie. - Jesteś niby taki mądry i inteligentny - ironizuje przewracając oczami.
Cała sympatia jaką czułam do niego do tej pory wyparowuje w ciągu kilku sekund. Lata wzdychania za jego osobą zamieniają się w czystą niechęć i wystarczy do tego tylko jedno złe  zdanie na temat mojego najlepszego przyjaciela.
Nikt nie będzie mówił o nim w ten sposób.
 - Według ludzi jestem bogatą snobką, która sypia z połową częścią szkoły. W to też wierzysz? A może właśnie dlatego chciałeś się ze mną spotkać? - uśmiecham się chłodno i robię krok w tył.
Charlie zaczyna gwałtownie kręcić głową.
 - Co? Nie. Oczywiście, że nie.
 - Justin jest moim najlepszym przyjacielem. Nie jest typowym, głupim mięśniakiem, za którego go uważasz, ale zdecydowanie jest bardziej inteligentny niż ty - wytykam mu. - Przemawia przez ciebie zazdrość i zwykłe prostactwo, a ja nie mam zamiaru rozmawiać z kimś takim - mówię po czym odwracam się na pięcie i zaczynam odchodzić.
 - Libby! Nie wygłupiaj się!
Nawet się na niego nie patrząc wystawiam mu środkowy palec i idę dalej.
***
Jestem prawie przy swoim domu, gdy nagle Justin wysłał mi wiadomość z naszym tajnym słowo kodem. Zmieniam kierunek i zamiast w moją ulicę skręcam w ulicę Justin'a. Niecałe dziesięć minut później jestem pod jego domem. Jest dosyć późno, a mój przyjaciel napisał mi, że mam nie pukać tylko po prostu wejść. Tak też właśnie robię.  Wchodzę do salonu, który świeci pustkami i ruszam schodami na górę. Rodzice Justin'a i mała Rose zapewne śpią.
 W jego pokoju świeci się światło. Wchodzę tam i rozglądam się po pomieszczeniu. Nie wiem co mogło się stać. Justin rzadko o takiej godzinie korzysta z naszego tajnego słowa. To się wręcz nie zdarza.
 Jednak ku moim całkowicie innym oczekiwaniom Justin siedzi przy swoim biurku i robi coś na telefonie. Unosi głowę, gdy tylko zauważa, że przyszłam.
 - Co jest? - pytam na wstępie patrząc na niego wyczekująco.
Spogląda w moje oczy przejętym wzrokiem, a przez myśl przechodzą mi najgorsze scenariusze.
 - Jak tam twoja randka? - całkowicie ignoruje moje pytanie.
 - Nieważne - wzdycham. - Najpierw powiedz mi co się stało.
Justin odkłada telefon.
 - Oh, to chyba nic takiego ważnego... - mamrocze pod nosem. - Też miałem dzisiaj randkę.
 - Naprawdę? Z Lily?
Przytakuje.
 - Drugą, tak? - upewniam się, a ten znowu powtarza gest. - O nie, co tym razem było nie tak? - pytam siadając na jego łóżku. - Zbyt nachalna? Śliniła się? - kręci przecząco głową. - Jest słaba w łóżku? - znowu kręci głową. - Więc co było z nią nie tak? Powiedz mi! - uśmiecham się lekko.
 - To wcale nie... - zaczyna i milknie. Jego poważny wyraz twarzy zaczyna mnie przerażać.
 - Tylko nie mów, że zaraziła cię jakimś choróbskiem, bo jeżeli tak, to chyba ją--
- Zaprosiłem ją na trzecią randkę - odpowiada nagle bacznie obserwując moją reakcję.
Wypuszczam powietrze z ust, a moje ramiona nieznacznie opadają.
Justin zaprosił dziewczynę na trzecią randkę?
Jeszcze nigdy tego nie zrobił.
Nigdy.
Mrugam kilkukrotnie powiekami i biorę głęboki oddech.
 - Naprawdę? - mamroczę cicho.
***
Jest pierwsza w nocy, a ja dopiero teraz znalazłam czas na to żeby usiąść i coś napisać.
Jutro (albo raczej dzisiaj) wstawię rozdział 9, bo jeżeli dobrze pamiętam to jest on krótki.
Błędów nie znalazłam, więc jak coś zauważycie to śmiało mi o tym napiszcie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz