niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 4


Justin

- Nie pokroję tej żaby -  cedzi przez zaciśnięte zęby blondynka i  kręci gwałtownie głową.

Libby ubrana w fartuch i gumowe rękawiczki stoi nad białym, sterylnym stołem, z małym nożykiem w dłoni. Jej mina nie wyraża nic więcej niż obrzydzenie i przerażenie. Jej dolna warga delikatnie drży. Wygląda to przekomicznie.

 Siedzę przy tym samym stoliku z Matt'em i oboje staramy się nie wybuchnąć śmiechem na jej zachowanie. Bardzo dobrze wiemy, jak kończy się nabijanie z Libby. Lepiej nie ryzykować. Tym bardziej, że dziewczyna trzyma ostre narzędzie w dłoni.

 - Libby, to tylko głupia  żaba - odpowiada w końcu Matt. - Daj, skoro nie chcesz, to ja to zrobię - wyciąga dłoń w jej stronę, a ona zaczyna machać ręką, w której trzyma nóż, tak jakby odganiała od siebie muchę.

 - Spierdalaj - mówi unosząc głos. - Ty też jej nie pokroisz.

Chichoczę nie mogąc dłużej się powstrzymywać.

 - Jak jej nie pokroimy, dostaniemy jedynki, a ja nie chcę mieć kolejny rok zagrożenia z tej głupiej biologi! - odkrzykuje, zaczynający się denerwować, chłopak i wyrzuca ręce w powietrze.

 Jak dobrze, że nauczyciel wyszedł z sali. Gdyby usłyszał kłótnię Libby i Matt'a zapewne blondynka znowu miałaby problem.

 Jako odpowiedź moja przyjaciółka wystawia mu środkowy palec. Ciemnowłosy zaczyna coraz bardziej się wkurzać i wychyla się, aby siłą zabrać nóż dziewczynie. Ona wydaje z siebie cichy pisk i przysuwa się do mnie. Chowa się za moje plecy i kładzie dłoń na moim ramieniu.

 - Nie zachowuj się jak wariatka!

 - Nie pokroję czegoś, co wcześniej oddychało!

 - Jak ostatnio wpieprzałaś kurczaki z KFC to jakoś ci to nie przeszkadzało! - wytyka jej i wymachuje na nią dłonią.

 - To nie jest to samo! - odpowiada. - Justin? - mówi patrząc się na mnie z nadzieją w oczach. - Powiedz mu.

Unoszę głowę, aby spojrzeć na stojącą przy mnie Libby. Jej dolna warga ciągle drży, a ona wygląda tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Cóż, moja przyjaciółka pod tym względem nigdy nie była zbyt silna. Pamiętam, jak kiedyś niechcący zgniotła ślimaka i płakała nad nim dobre pół godziny. Nawet nie wiecie jak trudno było ją upokoić.

 Wzdycham.

 - Hej, słońce... - zaczynam ostrożnie. - Myślę, że Matt ma rację.

 - HA!

Libby mruży oczy i spogląda się na mnie jak na zdrację.

 - Ale zróbmy tak - proponuję zanim zdąży mnie zwyzywać. - Oddamy Matt'owi nóż... - mówię i ostrożnie wyciągam go z jej dłoni. Nie protestuje. Wiedziałem, że ze mną nie będzie się kłócić -  I odejdziemy gdzieś na bok, żebyś nie musiała patrzeć. Okej?

Podaje narzędzie Matt'owi i znowu skupiam wzrok na Libby, która niepewnie i z ciężkością przytakuje głową. Posyłam chłopakowi ostatnie spojrzenie i uśmiecham się do niego zwycięsko. Odciągam Libby jak najdalej od tego, a dziewczyna przechodząc przez klasę zamyka oczy żeby nie musieć patrzeć na inne stanowiska uczniów, którzy robią to samo.

 Mam tylko nadzieję, że nauczyciel zbyt szybko nie wróci.

 - O nie, Libby - zaczynam ostrożnie, gdy dziewczyna staje przy oknie, tyłem do całej klasy. - Tylko nie płacz - mówię zauważając, że jest bliska łez.

  Znam ją zbyt dobrze, by tego nie zauważyć.  

Do tego nie ma przy głupawych tekstów Carter'a, które mogłyby ją rozśmieszyć, bo chłopak tej lekcji akurat nie ma z nami.

Z jednej strony to tak baszo śmieszne, że przejmuje się tak bardzo jakąś głupią żabą, a z drugiej zadziwiające jak na pozór wredna Libby, potrafi być tak cholernie uczuciowa. Może właśnie dlatego czuję do niej tak wielką sympatię. Jest inna. Twarda, a zarazem tak delikatna.

Idealna.

 - Eeeej - mamroczę posyłając jej uśmiech. Przysuwam się do niej i przytulam ją do swojego ciała. Kładę dłoń na jej głowę i czuję jak oplata dłonie wokół mojego pasa. - Moja mama powiedziała żebyś przyszła dzisiaj na kolację - mówię, aby odwrócić jej uwagę od tego co się dzieje w klasie.

 - Robi to swoje pyszne spaghetti? - pyta smutnym głosem, ale z wyczuwalną nutką nadziei.

Chichoczę i przytakuję głową.

 - Tak - odpowiadam. - Dlatego powiedziała, że koniecznie musisz przyjść.

Wzdycha.

 - Okej, to przyjdę.

*

 Wrzucam do szafki książki, które nie przydadzą mi się w najbliższych dniach, całkowicie nie przejmując się układaniem ich. Wzdycham, gdy patrzę  na plan i widzę, że mam teraz historię i to w dodatku bez Libby i nikogo z naszej paczki. To ostatnia lekcja i jakimś cudem będę musiał to przeżyć.

 Później trening koszykówki i do domu. Z tego co wiem, to cheerleaderki mają zajęcia w tym samym czasie, więc zapewne od razu po szkole zabiorę Libby do siebie.

 Zatrzaskuję szafkę, odwracam się, aby odejść i prawie podskakuje z przerażenia. Amber stoi dosłownie kilka centymetrów ode mnie i gdybym teraz się nie zatrzymał zapewne bym na nią wpadł.

 - Uh... - zaczynam nie wiedząc co mam zrobić.

Kurwa mać. Amber to ostatnia osob na jaką kiedykolwiek miałem ochotę wpaść.

 - Cześć - wita się z uśmiechem.

Nie odwzajemniam go. Zamiast tego rozglądam się po korytarzu szukając pomocy.

Libby, uratuj mnie.

 - Ta, cześć - odpowiadam automatycznym głosem.

Znowu zerkam na Amber, która patrzy się na mnie tak jakby czegoś ode mnie oczekiwała. Jej ciemne, blond włosy związane są w wysoki kucyk. Ma ładne, niebieskie oczy i ogólnie nie jest brzydka. Inaczej zapewne nigdy nie zaprosiłbym jej na randkę, ale zniechęciła mnie do siebie tym pieprzonym pocałunkiem.

No i trochę robię to podświadomie. Jestem tchórzem. Jeżeli dziewczyna zaczyna mi się podobać, z reguły uciekam od odpowiedzialności i strachem przed trzecią randką. Dlatego zawsze szybko to kończę.

 - Zapomnieliśmy wczoraj żeby umówić się na drugą randkę - mówi z zalotnym uśmiechem i kładzie dłoń na moją klatkę piersiową.

Teraz z tego wybrnij, frajerze.

Jak na zawołanie zauważam kątem oka moją przyjaciółkę, ubraną już w niebiesko biały, jednoczęściowy, cholernie krótki,  strój cheerleaderki. Przechodzi obok mnie, a jej długie, blond włosy bujają się na wszystkie strony. Chyba nawet mnie nie zauważa, a ja czuję się tak jakby jedyny ratunek jaki mi pozostał nagle uciekał.

 - No... Ja, ten - jąkam się zastanawiając co mam teraz zrobić. Nagle wpadam na pomysł. - Ciastko - mówię głośno i wyraźnie, mając nadzieję, że Libby usłyszy moje słowa na opustoszałym korytarzu.

Dziewczyna automatycznie odwraca się na pięcie i gdy tylko zauważa Amber przy moim boku, posyła mi porozumiewawcze spojrzenie i rusza w naszym kierunku. Chwilę później jak zabiera dłoń Amber z mojej klatki piersiowej i obejmuje mnie ramieniem.

 - Co ty myślisz, że robisz z moim facetem? - unosi brwi, a jej głos brzmi tak groźnie, że gdybym jej nie znał sam bym się przestraszył.

Dla lepszego efektu też ją obejmuję i staram się nie uśmiechać na jej dobrą grę aktorską. Sprawia wrażenie osoby naprawdę zazdrosnej i  prawie sam daję się nabrać. Amber patrzy przerażona raz na Libby, a raz na mnie, a powiedzenie, że jest zdezorientowana, to zbyt mało żeby opisać jej minę.

 - Ja tylko... Ja nie... Ja... Bo on... Jesteście razem? - wykrztusza z siebie po kilku nieudanych próbach.

 - Masz z tym problem?

 - Nie, nie - odpowiada szybko. - Wczoraj Justin zabrał mnie na randkę i pomyślałam--

 - To źle myślałaś - przerywa jej i zaraz później wzdycha. - Mój misiaczek czasami niestety potrzebuje odskoczni - tłumaczy mnie, a ja już duszę się wewnętrznie. - Zrobiliśmy sobie kilku dniową przerwę. To wszystko.

Z moich ust wydobywa się śmiech, ale jak najszybciej staram się przekształcić go w kaszel.

Amber patrzy ostrożnie na mnie i na Libby. Uśmiecha się nerwowo i zakłada włosy za ucho.

 - Ja muszę... już iść - mamrocze niewyraźnie i opuszczając głowę szybko się od nas oddala.

Libby odsuwa swoje ramię i wypuszcza głośno powietrze z ust. Widzę jak odprowadza ją wzrokiem.

 - Ugh, szkoda mi jej - wyznaje.

Wzruszam ramionami.

 - Tylko mi pomogłaś, Libby.

 - Wiem, ale sprawiłam jej tym przykrość. Lubię śmiać się z ludzi, ale jej mina była... smutna - mówi. - A skoro już o tym mowa - mówi patrząc się na mnie karcąco. - Jako twoja najlepsza przyjaciółka mówię ci żebyś trafniej dobierał te wszystkie biedne dziewczyny. Później robią się takie niemiłe sytuacje jak te. Nie zachowuj się jak dupek.

 - Jestem  dupkiem, blondyneczko - odpowiadam uśmiechając się złośliwie.

Libby krzyżuje ręce na piersiach i patrzy się na mnie spod uniesionych brwi, jak na jakiegoś idiotę.

 - Nie jesteś dupkiem - mówi twardo. - Jesteś głupi, owszem, ale tylko tyle - odpowiada wzruszając ramionami.

 - Głupi? - powtarzam robiąc krok w jej stronę.

Blondynka chichocze i zaczyna się oddalać.

 - Głupi - powtarza, a gdy zauważa, że idę w jej stronę od razu zaczyna uciekać.

Niestety tym razem jej refleks jest opóźniony i nawet nie zdąża zbyt daleko się ruszyć. Obejmuję ją dłońmi w pasie i przerzucam sobie przez ramię.

 - Justin! - krzyczy śmiejąc się. - Przez ciebie widać mi cały tyłek!

Ze śmiechem łapię za rąbek jej sukienki i przesuwam go trochę niżej. Żeby przykrywał jej pupę muszę go trzymać, ale to najwyraźniej nie podoba się Libby, bo czuję jak jej małe piąstki uderzają w moje plecy.

 - Zostaw - powtarza wierzgając się. - Bo uszczypnę cię w tyłek - grozi mi i aby udowodnić wiarygodność swoich słów kładzie tam dłoń.

 Parskam śmiechem.

 - Mocne słowa jak na kogoś, komu mogę jednym ruchem zdjąć gacie - mówię, a Libby od razu zaczyna krzyczeć i jeszcze bardziej się wierzgać.

 - Przepraszam! Nie jesteś wcale głupi!

Chichoczę i po tym jak okręcam się kilka razy wokół własnej osi z dziewczyną na moich ramionach, w końcu odstawiam ją na ziemię. Przytrzymuje się mnie, aby nie upaść.

 - Nienawidzę cię - sapie wkurzona.

Cmokam do niej w powietrzu i uśmiecham się szeroko.

 - Oboje wiemy, że tak nie jest, kocie - mamroczę, a ona tylko przewraca oczami.

Nagle dzwoni dzwonek, a Libby krzywi się lekko.

 - Hiszpański - wzdycha.

 - Historia - robię taką samą minę jak ona. - Jak skończysz trening, to przyjdź na boisko. Później pojedziemy do mnie.

 - Dobrze, kocie - odpowiada chichocząc i naśladując to jak mam w zwyczaju ją nazywać.

Po wkurzonej Libby nie ma już śladu. I właśnie o to mi chodziło. Ona jest nieobliczalna. Odwraca się na pięcie i ma zamiar odejść, ale chwilę później jej twarz się rozjaśnia i tak jakby nagle sobie o czymś przypomniała cofa się.

 - O! Justin jeszcze jedno. Nie uwierzysz! - krzyczy podekscytowana, a jak posyłam jej pytający wzrok mówi dalej. - Przełamałam się i podeszłam do Charlie'ego! - uśmiecha się szeroko.

Czuję jak mój dobry humor nagle zostaje dziwnie zaburzony.

 - Oh... - wydaje z siebie dźwięk niewiedząc co miałbym jej na to odpowiedzieć.

Nie lubię tego kujona.

 - Zaprosił mnie do kina i to chyba randka i... cholerka, wiem, że go nie lubisz, ale mógłbyś chociaż udawać, że się cieszysz - mówi nagle i unosi brwi.

Automatycznie wraca mój szeroki uśmiech, który muszę w jakimś stopniu wymuszać.

 - Ten kujon musi się postarać żeby dostał moje błogosławieństwo - żartuję, a Libby przewraca oczami i chichocze.

 - Jakże by inaczej - mówi i tym razem naprawdę zaczyna odchodzić. - Do później! - uśmiecha się przez ramie, a ja macham jej na pożegnanie.

Obserwuję ją aż do momentu, w którym nie znika mi całkowicie z oczu. Uderzam butem o płytkę, która z jakiegoś powodu jest pęknięta przez prawie cały środek i przez kilka kolejnych sekund patrzę się na nią tak jakby była najciekawszą rzeczą na świecie. Frustracja przejmuje całe moje ciało. Przestaję zajmować się jakąś głupią płytką i spoglądam tępo w ścianę na przeciwko. Opieram się plecami o niebieskie, prawie że granatowe szafki, a ciche, przeciągle westchnięcie wydobywa się z moich ust.

***
Czyżby Justin źle znosił sympatię Libby?

Od jutra znowu zaczynam szkołę i o mój Boże jak mi się nie chcę. Postanowiłam się zebrać i napisać dla was ten rozdział (może dzięki niemu chociaż trochę poprawiłam humor osobom, które jutro też muszą wrócić do piekła)

MAM PYTANIE. BARDZO WAŻNE.

Wolicie rozdziały częstsze i krótsze czy dłuższe i na przykład pojawiające się co tydzień?

Niestety przez szkołę nie będę miała teraz zbyt dużo czasu i szukam jakiegoś rozwiązania, eh. Koniecznie napiszcie mi co wolicie, proszę!

6 komentarzy:

  1. Ją wolę dłuższe i rzadziej się pojawiające ;) Współczuje jutrzejszej szkoly, ja mam jeszcze tydzień <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dluzsze i co tydzien - zdecydowanie 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jeszcze nie mialam ferii. Fajny masz pomysł na to opowiadanie, zupełnie inny i oryginalny. Strasznie nie moge doczekac sie kolejnego :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Dłuższe i co tydzień

    OdpowiedzUsuń
  5. Dłuższe i co tydzień

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam wcześniejsze twoje opowiadania i były cudowne. Ten tez się tak zapowiada. Czekam na kolejny rozdział 😘

    OdpowiedzUsuń