*teraz*
Justin
Zatrzymuję samochód na szkolnym parkingu. Jest już prawie pełny, dlatego znalezienie miejsca w cieniu chroniącym mojego ukochanego nissana gtr przed słońcem, jest dosyć trudne. Po kilku minutach jeżdżenia pomiędzy innymi samochodami zauważam jedno, wolne miejsce przy drzewach.
Idealnie.
Jadę w tam tą stronę i nagle zauważam czarny, terenowy samochód jadący z naprzeciwka. Uśmiecham się pod nosem, bo bardzo dobrze znam ten model i wiem kto nim jeżdźi. Przyśpieszam i szybko wjeżdżam na wolne miejsce śmiejąc się pod nosem. Wychodzę z samochodu. Gdy zauważam Carter'a, który klnie pod nosem przez to, że zająłem mu miejsce, mój uśmiech poszczerza się jeszcze bardziej. Matt siedzi na miejscu pasażera, a jego mina wskazuje na to, że nabija się z blondyna.
- Ty chuju! - krzyczy Carter otwierając okno.
Wzruszam ramionami i wystawiam mu środkowy palec.
- Widzimy się na boisku, kochanie! - krzyczę do niego, a to jak pieszczotliwie go nazwałem jeszcze bardziej wyprowadza go z równowagi.
Odwracam się i idę w kierunku miejsca, w którym umówiłem się z Libby.
Dzisiaj rozpoczęcie roku szkolnego i jak zwykle odbywa się ono na boisku. To chyba najdłuższe i najnudniejsze przyjęcie organizowane przez szkołe. Nie rozumiem po cholerę to komu. Wchodzę do budynku zbudowanego z czerwonej cegły i rozglądam się po korytarzu. Libby powiedziała, że będzie czekać przy wejściu do stołówki. Skręcam w jeden z szerokich, pomalowanych na jasny kolor, korytarzy. Mój wzrok od razu pada na Zoe i moją przyjaciółkę stojącą w miejscu, w którym się umówiliśmy.
Zanim zdążę do nich podejść zauważam, jak Zoe szturcha Libby i chwilę później patrzą na siebie porozumiewawczo. Libby spogląda na jakiegoś chłopaka z pierwszej klasy i uśmiecha się do niego złośliwie.
- Coś ci upadło - zwraca się do niego.
Chłopak wygląda na zdezorientowanego i przestraszonego tym, że Libby, w ogóle się do niego odezwała. Rozgląda się tak jakby upewniał się czy na pewno mówi do niego. Poprawia okulary, które zsunęły mu się z nosa i otwiera usta, aby odpowiedzieć, ale w tym samym czasie Zoe jednym zwinnym uderzeniem wytrąca mu wszystkie notatki jakie trzymał w dłoniach.
- Ups - mamrocze udając skruchę.
Libby zaczyna chichotać, a Zoe jej wtóruje. Chłopak nachyla się żeby pozbierać porozrzucane po całym korytarzu kartki, a dziewczyny już nawet nie zwracają na niego uwagi.
Libby jest... cóż. Ta dziewczyna to zewnętrznie typowy przykład wrednej dziewczyny z tych wszystkich amerykańskich filmów o liceum. Kapitan drużyny cheerleader'ek. Wredna, złośliwa i zadziorna. Lubi dręczyć pierwszaków i nawet tego nie ukrywa. Jest popularna w szkole, bo jest piękna i bardzo niemiła dla ludzi. Większość z nich się jej najzwyczajniej w świecie boi, bo mściwa Libby, to naprawdę groźna Libby. Nie jest lubiana przez bardzo dużą część społeczności tej szkoły, ale jej wydaje się to pasować.
Jednak to wszystko jest tylko powierzchowne. W jej zachowaniu i sposobie bycia istnieje drugie dno, które jest bardziej zaskakujące niż mogłoby się wydawać. Otóż, nie znam nikogo o lepszym sercu niż Libby. Jest życzliwa i troskliwa dla ludzi, których kocha. A w jej życiu ludzi, których darzy takim uczuciem jest niewielu. Znam ją praktycznie od zawsze i Libby, którą widzę na co dzień w domu czy wtedy kiedy spędzamy czas tylko we dwoje, bardzo różni się od osoby, którą każdy widuje w szkole. Wiele razy ona też po prostu nie chce przyznać, że jej na kimś zależy. Na przykład Zoe, z którą spędza czas, jeżeli nie spędza go ze mną, jest jej przyjaciółką. Widzę, że Libby naprawdę ją lubi i w jakimś stopniu ufa. Jednak ona wciąż zaprzecza. Mówi, że łączy je tylko drużyna, a to że Zoe jest zastępcą kapitana sprawia, że muszą spędzać czas razem. Ale ja znam ją zbyt dobrze.
Libby, to osoba, która jest niesamowicie bardzo skrzywdzona i zraniona. Dlatego stara się udawać, że nie potrzebuje przyjaciół innych oprócz mnie. Udaje, że jest pewna siebie i szczęśliwa, kiedy tak naprawdę prawda jest całkowicie inna.
- Co tak ostro, kocie? - pytam zaczepnie się do niej uśmiechając.
Podchodzę do dziewczyn i od razu zauważam jak Libby z uśmiechem przewraca oczami. Wymieniamy się z Zoe krótkim powitaniem, a moją przyjaciółkę jak zawsze całuję w skroń.
- To wszystko przez te pieprzone mudnurki, które musimy nosić za każdym razem, gdy w szkole jest jakaś gówniana uroczystość - krzywi się Libby i aby dać upust swojej złości ciągnie za kołnierzyk białej koszuli, którą musi mieć na sobie.
- Czy ja wiem, mi tam się podoba - odpowiadam chichocząc.
- Bo ty masz spodnie! - odpowiada dziewczyna, wskazując na moje jasne, spodnie od męskiej wresji mundurka.
Góra prawie niczym nie różni się od wersji dla dziewczyn, oprócz tego, że mamy granatowe krawaty i w takim samym kolorze marynarki.
To nie jest wygodny strój, ale to jak wyglądają w nich te wszystkie gorące laski ze szkoły jest zajebiste. Dlatego warto.
Wzruszam ramionami.
- A ja muszę chodzić w tej głupiej, ciasnej koszuli i spódnicy, która ledwo zakrywa mi tyłek - sapie.
- Mi tam pasuje - wtrąca się Zoe i wzrusza ramionami.
Libby posyła jej morderczy wzrok i krzyżuje dłonie na piersiach.
- No już - mówię przekładając rękę na ramiona dziewczyny. - Wyluzuj blondyneczko - chichoczę i przyciągam ją do siebie.
Libby wzdycha.
- Jestem spokojna - odpowiada, ale jej wyraz twarzy mówi całkowicie coś innego.
Libby jak się rozkręci ze swoją złością, to nigdy nie jest dobrze. Nawet błahe rzeczy, takie jak te mundurki mogą wyprowadzić ją z równowagi jeżeli tylko nabierze rozpędu.
Zoe nagle szturcha dziewczynę i kiwa głową na coś za naszymi plecami. Uśmiecha się cwanie.
- Twój romeo przybył - mówi chichocząc.
Libby od razu odzyskuje swój dobry humor.
- Co? - pyta i wyswobadzając się z moich objęć szybko poprawia swoje włosy. - Gdzie? Dobrze wyglądam? - zasypuje nas miliardem pytań.
Odwracam głowę i zauważam Charile'ego. Chłopak o blond włosach i o szczupłej sylwetce, to osoba, na której Libby ma bzika już drugi rok. Nikt z naszej paczki nigdy z nim nie rozmawiał, a tym bardziej nie Libby. Mimo swojej pewności siebie przy nim zaczyna się plątać i zachowywać jak ostatnia wariatka. Z tego co wiem jest dziwny, cichy i ma tylko jednego znajomego. Nie ma się czym zachwycać.
Nagle czuje uderzenie drobnej pięści Libby w moje ramie.
- Nie patrz idioto! - syczy próbując wyglądać neutralnie.
Odwracam głowę znowu w jej stronę i obserwuje jak nieudolnie wychodzi jej udawanie normalnej, kiedy Charilie przechodzi obok nas. Poprawia włosy i od niechcenia opiera się o niebieskie drzwi stołówki. Jednak zapomina o tym, że nie mają one zatrzasków i otwierają się w dwie strony. W efekcie, gdy tylko opada na nie swoim ciałem zaczyna lecieć do tyłu razem z nimi.
Krótki pisk wydobywa się z jej ust, a ja przytrzymuje ją jedną dłonią w pasie, aby nie zaryła o twardą, zrobioną z jasnej płytki podłogę.
Libby się rumieni na swoje niezdarstwo, a ja unoszę brwi patrząc na nią pobłażająco. Unoszę jej ciało i pomagam jej znowu stanąć prosto.
- Widział to? - pyta poprawiając ciemną, kratkowaną spódniczkę.
- Nie, spokojnie - odpowiada Zoe. - Zdążył nas minąć.
Libby wzdycha z ulgą.
Przewracam oczami i zabieram dłoń z jej talii.
- Idę poszukać Carter'a i Matt'a - mówi Zoe po czym posyłając nam delikaty uśmiech oddala się w całkowicie inną stronę niż obiekt westchnień Libby.
Wzdychasz do tego kujona już od drugiej klasy - odzywam się, gdy zostajemy sami. - Może nadszedł już czas, aby zrobić coś w tym kierunku?
Libby wypuszcza głośno powietrze z ust i posyła mi wzrok.
- On nie jest kujonem. Jest inteligentny, i mądry i... - blah, blah, blah. Znowu przewracam oczami. - A ty za to - mówi po wymienieniu jego cudownych cech. Wbija mi w policzek swój długi, pomalowany na czarno paznokieć. - Co tydzień masz inną dziewczynę w łóżku. Raczej nie powinieneś dawać mi rad dotyczących związku - pyskuje mi.
- Hej - odpowiadam udając oburzenie. - Nie co tydzień - bronię się. - Przecież wiesz jak działam. Dwie randki--
Wystawia swoją otwartą dłoń przed moją twarz i przytakuje głową.
- Tak, tak - wtrąca mi się w zdanie. - Dwie randki i dopiero wtedy idziesz z dziewczyną do łóżka. Jeżeli ci się podoba, zabierasz ją na trzecią.
Przytakuję.
Yup, to moja zasada.
Działam tak już ponad dwa lata i jeszcze nie zdarzyło mi się narzekać. To całkiem w porządku schemat.
- Dokładnie tak - zgadzam się z jej słowami.
Libby wzdycha i teraz to ona patrzy się na mnie pobłażająco. Krzyżuje dłonie na piersiach, a jej wyraz twarzy przybiera jakiś rodzaj osądzenia i żalu. Wygląda jak matka, która ochrzania swoje dziecko.
- Ale ty nigdy nie byłeś na trzeciej randce - zauważa.
Cóż...
- Szukam tej jedynej - odpowiadam z szerokim uśmiechem.
- Szukasz tej jedynej przez łóżko?
- Właśnie tak - przytakuję. - Dzięki pieprzeniu się z dziewczyną na drugiej randce mogę sporo się o niej dowiedzieć. No i jeżeli mi się nie podoba, to tego nie kontynuuje.
Libby wybucha śmiechem. Spogląda na mnie z iskierkami w oczach. Kładzie dłoń na moją pierś i poklepuje mnie tam dwa razy.
- Na przykład czego? Czy potrafi zmieścić całego twojego penisa w buzi? - prycha ironizując.
Przewracam oczami.
Uraziła mój cudowny schemat sypiania z dziewczynami.
- Jesteś niemiła, idiotko.
- A ty głupi - odpowiada cmokając w powietrze.
*
- Stary, pamiętasz co się stało na imprezie tydzień temu? - pyta Matt patrząc na mnie z rozbawionym uśmiechem.
Marszczę brwi nie rozumiejąc do czego dąży.
- Coś tam pamiętam... - mamroczę oblizując usta.
Mimowolnie spoglądam na Libby zajętą rozmową z Zoe.
- Wiesz, że przelizałeś się z Libby, prawda? - pyta chichocząc.
Uderzam go z otwartej dłoni w tył głowy czując coraz większe zdenerwowanie.
- Zamknij się - syczę cicho.
Nie chcę żeby moja przyjaciółka ułyszała cokolwiek z tej rozmowy. Nie wiem czy potrafiłbym jej to wszystko wytłumaczyć, bo ja sam nie wiem wielu rzeczy. Nie pamiętam całej tej pieprzonej imprezy. Tylko ten jeden moment. Jak przez mgłe i bardzo niewyraźnie. Mogłoby się wydawać, że to był tylko sen i prawdę powiedziawszy tak sobie wmawiałem przez ostatni tydzień.
Oczywiście Matt potwierdził teraz moje obawy.
- Ona nie pamięta? - zadaje pytanie już o pół tonu ciszej.
No i na szczęście znika z jego twarzy, ten wkurzający, rozbawiony uśmieszek.
Wzruszam ramionami czując silne uczucie pustki ogarniające mnie na kilka kolejnych sekund.
- Nie wiem - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Ale zachowuje się tak jak zawsze, czyli zapewne nie ma nawet pojęcia...
Matt wzdycha i opiera się o oparcie krzesła. Przenosi wzrok na Libby.
- Nie masz zamiaru jej powiedzieć, tak? - pyta cicho, ostrożnym głosem.
Jest moją przyjaciółką.
I osobą, której ufam nad życie. Poważnie, nigdy nie było dla mnie ważniejszej osoby niż Libby. To mój kompas moralny. Osoba, którą chcę w swoim życiu na zawsze. Nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek funkcjonowania bez niej, bo to ona zajmuje dziewięćdziesiąt procent mojego życia i nawet przez sekundę, ani razu, nie pomyślałem o tym, że mam jej dosyć.
Zawsze jestem z nią w pełni szczery i mówię jej wszystko.
Ale o tym nie może się dowiedzieć.
Nigdy.
***
Trochę się spóźniłam,eh.
Za późno zaczęłam go pisać i myślałam, że zajmie mi to o wiele mniej czasu niż się spodziewałam.
Rozdziału jeszcze nie sprawdzałam, więc jak znajdziecie jakiś błąd, to śmiało możecie mnie poprawić!
Next wstawię zapewne jutro lub pojutrze.
Dobranoc kochani!
<3
OdpowiedzUsuńEw zrazilam sie do niej przez te akcje z tym chlopakiem, nienawidze takich ludzi XDDD
OdpowiedzUsuń