Libby
W poniedziałek pierwszy raz od dawna razem z Carter'em nie spóźniam się na pierwszą lekcję. Cały weekend spędziłam razem z Justin'em i tym przygłupem. Nie robiliśmy totalnie nic, ale mimo wszystko i tak dobrze spędziliśmy czas. Odkąd mój przyjaciel powiedział mi o randce z Lily unikałam tematu jej osoby jak ognia.
Nie lubię jej.
W tej dziewczynie wkurza mnie dosłownie wszystko, a fakt, że Justin złamał dla niej zasady sprawia, że niemiłe uczucie rozchodzi się po moim brzuchu. Ona nie jest dla niego odpowiednia. Ktokolwiek tylko nie ta cała Lily.
Nie no, Zoe byłaby gorszą opcją, ale nadal ta niby niewinna ciemnowłosa dziewczyna mi nie pasuje.
Po trzeciej lekcji idę w stronę tylnego wyjścia ze szkoły. Jest tam całkiem fajne miejsce, w którym zazwyczaj z całą grupą przesiadujemy na długich przerwach albo na okienkach. Więc zawsze gdy nie mogę znaleźć ich w szkole, wiem gdzie są.
Zdenerwowanie związane z ostatnią lekcją daje mi się we znaki. Pokłóciłam się z nauczycielką i znowu dostałam naganę. Przez tą głupią babę znienawidziłam hiszpański.
Zamykam za sobą drzwi i rozglądam się. Przy wejściu do boiska futbolu kręci się kilka osób i jakieś dwie dziewczyny rozmawiają siedząc na murku po mojej lewej stronie. Idę wzdłuż bocznej sciany i wychalam głowę za róg. Tak jak myślałam moi przyjaciele siedzą w naszym miejscu. Zoe siedzi oparta o drzewo zaraz obok Matt'a i Carter'a, a Justin stoi nad nimi i opowiada im o czymś gestykulując przy tym rękami. Podchodzę do nich i na przywitanie rzucam swoją torbę z książkami Justin'owi pod nogi.
- Łoo, blondyneczko? - pyta zaskoczony ciemnowłosy i posyła mi pytający wzrok.
- Nienawidzę hiszpańskiego i baby od tego języka - warczę.
- Dlatego wybrałam francuski - mówi Zoe. - Ta twoja nauczycielka nawet wygląda na sukę.
- I nią jest - mamroczę.
Justin chichocze i przekłada rękę przez moje ramię.
- Spokojnie kocie - mruczy całując mnie w skroń.
Przewracam oczami, ale mimo to czuję jak powoli cała złość ze mnie wyparowuje. Nienawidzę jak ktoś mówi mi żebym się uspokoiła, ale o dziwo wtedy kiedy robi to Justin, ten sposób faktycznie zaczyna działać.
Nagle podchodzi do nas Lily.
- Cześć - wita się jak zwykle uśmiechnięta.
Przewracam oczami, a gdy Justin zabiera rękę z mojego ramienia i odsuwa się czuję się tak jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Spoglądam na chłopaka, który teraz jest wpatrzony w Lily. Krzyżuję dłonie na piersiach i opuszczam głowę w dół.
Moje buty mają bardzo ciekawy kolor.
Taki... czarny i w ogóle.
- Napisałem ci sms'a jakieś dziesięć minut temu - chichocze Justin.
- Nigdy tutaj nie przychodziłam - tłumaczy się dziewczyna. - Nie wiedziałam gdzie dokładnie jest to miejsce.
Słucham ich rozmowy ciągle wpatrzona w swoje czarne buty i próbuję skupić się na myśleniu o czymkolwiek innym tylko nie na tej wywłoce stojącej obok mnie. Nie chcę być dla niej niemiła, a wiem, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię wybuchnę i zmieszam ją z błotem.
- Libby? - słyszę przy sobie czyjś głos.
Lily i Justin przestają rozmawiać, a Zoe, Matt i Carter spoglądają z dziwnym wyrazem twarzy raz na mnie, a raz na osobę, która wypowiedziała moje imię. Unoszę głowę i zauważam Charlie'ego patrzącego się na mnie z wyczekiwaniem. Krzywię się, gdy tylko spoglądam na jego twarz i automatycznie robię krok w tył.
- O nie, nie, nie - mówię kręcąc głową. - Spadaj stąd.
Justin unosi brwi i posyła mi pytający wzrok, ale ja go ignoruje. Jeszcze nic nie wie o tym co się stało na naszej durnej randce.
- Chciałbym z tobą porozmawiać... - zaczyna spokojnie, ale ja znowu kręcę głową.
- Powiedziałeś wystarczająco dużo ostatnio - wytykam chłopakowi, który wzdycha na moje słowa.
- Libby... - wyciąga do mnie dłoń, ale odsuwam się jeszcze bardziej.
- Spieprzaj - odwarkuję.
Nagle Matt i Carter stają przy mnie i patrzą się raz na mnie, a raz na Charlie'ego.
- Słyszałeś? - odzywa się do niego Matt z wrednym uśmieszkiem. - Ona nie chcę z tobą rozmawiać.
- Więc powinieneś zachować się grzecznie i po prostu stąd spierdalać - dodaje Carter.
Charlie nawet na nich nie patrzy. Posyła mi wzrok i próbuje po raz ostatni.
- Naprawdę uważam, że powinniśmy porozmawiać.
Kręcę głową i w tym samym momencie przyłącza się do nich Justin. Staje przy mnie i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
- Odpuść - odpowiada za mnie.
Z jakiegoś powodu to sprawia, że czuję na niego złość. Może to dlatego, że od początku miał rację co do Charlie'ego, a może dlatego, że jemu najwyraźniej coś wychodzi z tą pieprzoną Lily, a mi jak zwykle nie. W każdym razie całe zdenerwowanie, które zbierało się we mnie od początku lekcji hiszpańskiego przelałam na swojego najlepszego przyjaciela.
Mój były obiekt westchnień odchodzi, a uwaga wszystkich, włącznie z Lily, skupia się na mnie.
- Co się stało na tej cholernej randce? - pyta zdziwiony Justin, a ja przewracam oczami.
- Co cię to obchodzi - mamroczę pod nosem i zaczynam od nich odchodzić.
Nie zdążę nawet zrobić pięciu kroków, a ręka Justin'a owinięta wokół mojego nadgarstka zatrzymuje mnie.
- Co ci się stało? - pyta bacznie skanując moją twarz.
Wzruszam ramionami starając się patrzeć wszędzie tylko nie na niego. Widzę jak Lily przygląda się całej sytuacji co irytuje mnie jeszcze bardziej.
- Twoja dziewczyna czy kimkolwiek tam ona dla ciebie jest dziwnie się patrzy - mówię zanim udaje mi się ugryźć w język. - Powinieneś chyba do niej wracać - dodaję i odchodzę, zostawiając zdezorientowanego Justin'a za sobą.
Tym razem mnie nie zatrzymuje.
Gdy tylko ponownie wchodzę do szkoły zaczynam żałować tego jak się zachowałam. Mam tak cholernie niewyparzony język. Zaciskam usta i wzdycham cicho.
Brawo, Libby.
***
Gdy wracam do domu po szkole w samym wejściu, na moje nieszczęście, spotykam własną matkę wychodzącą z domu. Jasne włosy ma związane w koka i pierwszy raz od dawna widzę ją w w miarę ogarniętym stanie.
- Cześć Libby - mówi z uśmiechem, na co ja tylko marszczę brwi.
Mijam ją i bez słowa zaczynam zdejmować buty.
- Jadę do pracy. Później pewnie zajadę do sklepu. Chcesz coś? - pyta zachowując się tak jakby nigdy nic się nie stało.
Prycham i odrzucam buty gdzieś na bok.
- Nie dziękuję.
To śmieszne jak próbuje udawać przykładną matkę kiedy tak naprawdę jest gówno warta. Jeden dzień udawania normalności nie sprawi, że będzie normalnie, ale ta kobieta najwyraźniej tego nie rozumie. Skreśliłam tą kobietę ze swojego życia już dawno temu. I nie mam zamiaru zmieniać czegokolwiek w tym kierunku.
Kilka godzin zajmuje mi ogarnięcie wszystkich lekcji. Moja matka wraca do domu po dwudziestej trzeciej. Słyszę jak otwiera drzwi wejściowe. Wstaję od biurka i podchodzę do szafy, aby wyjąć z niej jakąś piżamę. Nagle zamieram słysząc kroki na schodach. Wszystko by było okej, gdyby nie fakt, że nie są to kroki jednej osoby. Czuję jak przechodzą przeze mnie zimne poty. Ostrożnie podchodzę do drzwi i drżącą ręką naciskam na klamkę.
A jeżeli ktoś przyszedł mnie zabić?
Ludzie nie lubią mnie na tyle, że wcale bym się nie zdziwiła gdyby ktoś przyszedł do mnie tylko po to żeby zadźgać mnie nożem kuchennym.
Biorę głęboki wdech i powoli otwieram drzwi. To co widzę przebija moje wszelkie oczekiwania. Moja nawalona matka idzie z jakimś facetem. Gdy tylko mnie zauważa z uśmiechem odwraca się w moją stronę i zaczyna chichotać.
Już bym chyba wolała żeby to był jakiś zabójca.
Opieram się o framugę drzwi i unoszę brwi.
Nigdy jeszcze nie widziałam matki z innym facetem niż tata.
- Jak było w pracy? - pytam głosem przesiąkniętym jadem.
Moja matka posyła mi rozbawione spojrzeniem i prawie się przewraca, ale facet, który wcale nie jest w lepszym stanie niż ona, o dziwo ją przytrzymuje.
- Przestań, Elizabeth- odpowiada niewyraźnie i macha dłonią. - Mi też się należy trochę zabawy - dodaje, a ten fagas całuje ją w szyję.
Krzywię się. W połowie dlatego, że ten gest jest obrzydliwy, a w drugiej połowie dlatego, że użyła mojego pełnego imienia. Nie nazywała mnie w ten sposób już kilka lat.
Odwraca się i nawet już nie zwracając na mnie uwagi wchodzi do swojej sypialni na końcu korytarza i ciągnie nieznajomego za sobą.
Chyba zaraz zwymiotuję.
Wracam do pokoju i biorąc do ręki telefon schodzę na dół. Mam zamiar napisać do Justin'a czy mogę u niego nocować, ale zanim udaje mi się to zrobić klikam w powiadomienie o nowym zdjęciu jakie dodał na instagrama. Wychodzę na dwór, a gdy zdjęcie się załadowuje przystaje w miejscu. Jest robione w jego domu. Matt i Carter siedzą na jego kanapie, a Zoe znajdująca się na drugim planie nalewa do szklanek jakiegoś napoju. Justin robi zdjęcie, na którym oczywiście nie mogło zabraknąć Lily całującej go w policzek.
Zaciskam usta w wąską linię i wychodzę ze zdjęcia. Nawet słowem się nie odezwali, że dzisiaj się spotykają. Czuję gorycz w ustach i ledwo co udaje mi się przełknąć ślinę. Moja matka pieprzy się na górze z jakimś frajerem, a moi przyjaciele wymienili mnie sobie na jakąś głupią idiotkę.
Lepiej być nie mogło.
Zamykam oczy, które zaczynają piec mnie pod powiekami. Biorę oddech.
Pod wpływem chwili wchodzę w wiadomości i wysyłam Justin'owi sms'a.
Do: Justin
Miłej zabawy!
Przygnębienie i smutek przejmuje kontrole nad moim humorem i jedyne na co mam teraz ochotę to płacz. Dlaczego nie powiedzieli mi o tym, że dzisiaj się spotykają?
Nie wrócę do domu, nie mogę też pójść do Justin'a. Jedyna opcja jaka mi zostaje to spanie w moim pieprzonym samochodzie.
***
Chciałam dodać ten rozdział wcześniej, ale coś mi nie wyszło eh. W ogóle średnio mi się on podoba i wybaczcie za to, ale wyjątkowo dzisiaj nie mam ani trochę weny. Rozdział 10 postaram się napisać na środę lub na czwartek. Zaczynają się próbne maturki i dzięki Bogu będę miała teraz trochę luzu w szkole.
TO JEST OSTATNI ROZDZIAŁ JAKI WSTAWIAM NA BLOGSPOTA!
Stwierdziłam, że zasięg tutaj i tak jest mały, więc robienie tego nie ma sensu. Zawieszam swoją działalność z ff tutaj, ale za to wszystko jest dostępne na WERSJI NA WATTPAD
Jeżeli ktoś tutaj jeszcze jest i nadal jest ciekawy dalszych losów, to zapraszam tam :)